czwartek, 20 września 2012

Do sprzątania- Perfekcyjna Pani Domu ;)

Nudny, nudny dzień w domu. Jak trzeba sprzątać, to człowiek znajdzie mnóstwo ważnych rzeczy do zrobienia :P Ja postanowiłam się pomalować, pomimo, że gdy siedzę w domu, to NIGDY się nie maluję.
Wypróbowałam nowy cień w musie z Essence, w pięknym niebieskofioletowym kolorze Jim-me Blue. Aparat zjadł jego ostrość, ale postaram się zeswatchować kiedyś sam cień, ku pamięci. To mój drugi cień z tej serii i niezmiennie jestem zachwycona.
Ktoś bardzo uważny może się dopatrzeć innego koloru w zewnętrznym kąciku- to pigment Mac- Pastoral Green. Potrzebowałam oliwki, lecz z braku laku padło na ten.
Plus mój ulubiony tusz, 2000 Calorie, jedyny, który choć trochę umie podkręcić moje proste rzęsy.

Błyszczyk na usta i gotowe. Nie lubię błyszczyków. Kiedyś kupowałam je pasjami, a potem przeszło jak ręką odjął. Wszystko przeniosło się na manię kupowania szminek ;)
Ten tutaj jest jedynym błyszczykiem, którego używam. Vipera z serii Sweet&Wet, nr 4. Jest absolutnie genialny, zarówno pod względem koloru, jak konsystencji. Kiedyś miałam niemal identyczny kolor z serii Aphrodisiac, lecz zostały wycofane. Ten godnie go zastępuje.

poniedziałek, 10 września 2012

PasteLOVE

Lubicie pastele? Przyznam, że jeśli chodzi o modę, jest to trend, który zupełnie mnie nie rusza. Nie mam w szafie chyba nic w tonacji pasteli. Co innego, jeśli chodzi o makijaż- a jakże, nie oparłam się pokusie wprowadzenia odrobiny łagodności do swojej kolorówki.

Wczoraj miałam niezaplanowany wypad do centrum i bez większego zastanawiania padło na lawendowo-brzoskwiniowe oko...


Oraz matowe, brzoskwiniowe usta- tutaj w roli głównej matowa kredka ELFa w kolorze Coral. Jestem oczarowana tym odcieniem. Jak to mat, podkreśla ewentualne suche skórki i wchodzi w naturalne linie ust, ale i tak ją lubię, zarówno solo, jak z błyszczykiem w podobnej tonacji.

I na deser lakier- a jakże, pastelowy ;) Niebieski. Wypatrzyłam go przez szybkę kiosku (czy ktoś jeszcze lubi oglądać pierdółki, które znajdują się za szybą? :) ) i chodziłam obok niego 2 dni, zanim podjęłam męską, a w gruncie rzeczy jakże kobiecą ;) decyzję, że go chcę.

Co jeszcze nowego? Przepyszne babeczki Yankee Candle, czyli woski zapachowe do kominka. Uwielbiam intensywność i różnorodność ich zapachów oraz to, że można je mieszać i tworzyć własne kompozycje.

Na zdjęciu: Pink Dragon Fruit- jeśli ktoś kojarzy zapach Smoczego Owocu, to nic więcej dodawać nie trzeba. Słodycz przełamana kwaskawą nutą, bardzo różowy ;) zapach. Bahama Breeze, słodko-świeża mieszanka ananasa, mango i grejpfruta. Taki troipikalny koktajl na pożegnanie lata. Pink Sands, moja druga babeczka tego rodzaju. Piękny, słodko-świeży, lekko kwiatowy zapach, jeden z moich ulubionych. Nature's Paintbrush- jeszcze nieużywany, czeka na jesień. Słodki, ciepły, lekko korzenny, w tle kominek, herbata, książka i ciepłe skarpetki ;) Vanilla Lime, czyli po prostu wanilia i limonka, zapach słodko-kwaskawy. Beach Wood, który pachnie tak ładnie, że zaraz go otworzę i rozpalę :) Drzewny i lekko pikantny. Midsummer's Night, trochę męskich nut na koniec, z wyczuwalną szałwią, nieco mroczny i wiedźmowaty, idealny na czarną noc. Znacie? Używacie? To moje odkrycie ostatnego roku.
Pozdrawiam! :)