Inglot 365 to zimny beż, można dopatrzyć się minimalnej domieszki sinego fioletu, ale naprawdę w ilości symbolicznej. Nie ma perły/drobinek/shimmeru, to czysty lśniący krem. Jest piękny. Uwielbiam lakiery "brudne", szarofioletowe (miejsce pierwsze zajmuje tu nieodżałowany, bo nieobecny już na półkach Wibo Extreme Nails nr 61) i ten trafił idealnie w mój gust.
Planuję jeszcze przyjrzeć się bliżej kolorom 366, 367 i 370, bo tak bardzo skoncentrowałam się na moim, że inne obejrzałam pobieżnie, odnotowując jedynie sporo perły. A może w kolekcji czai się jeszcze jakaś perełka ;)
Do krycia wystarczą 2 lub 3 cieńsze warstwy- przy 2 cienkich zdarzają się prześwity. Na pewno zostanie jednym z moich must have na jesień.
Zdjęcia w różnym świetle, dość dobrze oddają kolor :)